Najgorsza zasada piłki nożnej?

Jeśli mógłbyś przeprowadzić jedną zmianę w zasadach piłki nożnej, co byś zreformował? Ze swej strony poważnie zastanowiłbym się nad ideą bramek wyjazdowych, bodaj najgłupszą regułą w futbolu.

Powody jej powstania przed ponad 40 laty są banalnie proste. Miało to na celu zachęcenie zespołów grających na wyjazdach do bardziej otwartej, ofensywniejszej gry, by nie murować swojej bramki – jest to swoista gratyfikacja za taką, a nie inną postawę. Idea szczytna, lecz przede wszystkim daje to nieuczciwą przewagę zespołowi grającemu na wyjeździe jako pierwszemu, czego tłumaczyć nie trzeba. Odnosi to jednak skutek odwrotny do zamierzonego. Ile razy przed pierwszym spotkaniem w pucharach słyszymy frazę „najważniejsze to nie stracić bramki” ze strony gospodarzy? Jeśli mierzą się ze sobą drużyny o porównywalnym potencjale, to 0-0 jest korzystnym wynikiem dla obu stron. Gospodarze cieszą się z czystego konta, goście wierzą w rozstrzygnięcie sprawy awansu na własnym boisku.

Zasada ta powstała w czasach, gdy drużyny myślały przede wszystkim o obronie, to dlatego musiały być sztucznie zachęcane do bardziej otwartej gry. Dziś z tym problemu nie ma, pada najwięcej bramek od dziesięcioleci, defensywy rozlatują się w mgnieniu oka. Dawniej spotkania wyjazdowe potrafiły wiązać się z męczącymi, wielogodzinnymi podróżami, podczas gdy dzisiaj Arsenal potrafi lecieć 15 minut na mecz ligowy przeciwko Norwich. Już w 2008 roku trener Londyńczyków, Arsene Wenger, nawoływał do zmian w tej kwestii. Bezskutecznie.

Czym się różniły ekipy Zenita Sankt-Petersburg i Liverpoolu na przestrzeni dwumeczu? Rosjanie wygrali u siebie 2-0 i przegrali 1-3 na Anfield Road. Zwyciężyli dwoma bramkami i zostali pokonani dwoma trafieniami. Dlaczego więc to oni wczoraj awansowali, czemu nie rozegrano dogrywki? Do najbardziej kuriozalnej sytuacji doszło w półfinale Ligi Mistrzów w 2003 roku, gdy Inter Mediolan zremisował w dwumeczu z Milanem 1-1, lecz to „Rossoneri” znaleźli się w finale. Oba spotkania rozegrano na tym samym stadionie. Dlaczego więc awansowała ekipa Carlo Ancelottiego? Przykładów jest więcej, chociażby z zeszłorocznej Ligi Europejskiej, gdy Wisła Kraków zremisowała 1-1 ze Standardem Liege, który w rewanżu nie musiał kwapić się do ataków mając świadomość, że czyste konto oznacza ich przejście do kolejnej rundy.

Serwis BettingExpert.com przeprowadził badania, z których wynikły następujące wnioski: wygrywając u siebie 1-0 ma się 52% szans na ostateczny triumf, lecz w przypadku wyniku 3-2 szanse lecą na łeb na szyję do 36%. Przecież to takie same wyniki, a różnica wynosi aż 16 pkt procentowych! Ta zasada przede wszystkim trąci sztucznością, tak jak pomysł na reformę Ekstraklasy i dzielenie punktów zdobytych w pierwszej części sezonu przez 2. Może wprowadza to więcej dramaturgii, lecz jakim kosztem? W większości przypadków prowadzi ona do bezpiecznej, zachowawczej gry, nie mówiąc już o widocznej gołym okiem niesprawiedliwości. Czemu Inter, a nie Milan? Czemu Barcelona zagrała w finale LM w 2009 roku, a nie Chelsea? Czemu Słowenia wystąpiła na MŚ 2010, a nie Rosja?

O pomstę do nieba woła liczenie bramek zdobytych na wyjeździe również w dogrywkach, co daje niesprawiedliwą przewagę zespołowi grającemu na wyjeździe. Gdyby nie ta zasada, Lech Poznań o mały włos nie przeżyłby pięknego sezonu w europejskich pucharach, a Franciszek Smuda nie zostałby selekcjonerem reprezentacji Polski (futbolowy efekt motyla).

To, co nie ma sensu w Europie, lepiej przedstawiałoby się w Ameryce Południowej. W Copa Libertadores czy Copa Sudamericana odległości między mierzącymi się ze sobą zespołami są znacznie większe, a mecze gra się na różnych wysokościach, w różnych temperaturach. Idealnie oddają to eliminacje do Mistrzostw Świata, gdzie Ekwador regularnie korzysta z nietypowego ulokowania swojego stadionu. Na drodze do turnieju rozegranego w 2006 meczu grupowi rywale Polaków na wyjazdach w 9 meczach uciułali 5 punktów. Grając na własnym boisku w takiej samej ilości spotkań zdobyli 23 oczka. 7 razy wygrywali, 2 razy zremisowali. Stracili zaledwie 5 bramek.

Macki wielkiego reformatora, Michela Platiniego, mogłyby dosięgnąć również tej kwestii.

7 comments
  1. Ława said:

    Ja tam żadnego problemu nie widzę. Obie ekipy zawsze grają mecz u siebie i na wyjeździe. Obie ekipy mają taką samą szansę na strzelanie goli wyjazdowych. A to, że ktoś gra pierwszy mecz u siebie? Ktoś musi i zawsze będzie musiał czy zasada goli wyjazdowych będzie obowiązywała czy też nie. Osobiście nie widzę w tym nic dziwnego. Atut własnego boiska to nie tylko brak obciążających podróży, ale również kibice. Poza tym jest ten dreszczyk emocji. Daleko szukać nie trzeba. Milan wygrał z Barcą u siebie 2:0 i znacząco przybliżył się do awansu bo teraz Barcelona u siebie musi strzelić trzy gole zakładając, że nie straci żadnego. Gdyby jednak na San Siro wbiła jedną bramkę w końcówce meczu, szanse diametralnie by się zmieniły.

  2. Radek said:

    Nie przesadzałbym z tą najgorszą zasadą. Nie da się ukryć, że granie na wyjeździe w większości przypadków jest trudniejsze niż u siebie. Podróż, spanie w hotelach, trenowanie na obcym boisku, przewaga nieprzychylnych fanów gospodarzy na stadionie, różne wymiary boisk, itp. Gospodarz ma łatwiej i dlatego nagrodą za pierwsze miejsce w grupie jest gra rewanżu u siebie. Ja nie mam problemu ze sprawiedliwością przewagi bramek strzelonych na wyjeździe. Takie absurdy jak na San Siro to wyjątki. Jak już wspomniano Liverpool to mimo niewielkiej odległości jest znaczna różnica czy gra się na Anfield czy na Goodison, a przecież są jeszcze Celtic i Rangersi!

    Totalną niesprawiedliwością jest natomiast to, że w dogrywce dalej liczy się ta zasada. Tutaj ewidentnie jedna drużyna ma przewagę, która należeć się z definicji powinna tej drugiej! Jeśli rewanż u siebie to nagroda za miejsce w grupie(czasami to po prostu losowanie) to w przypadku dogrywki gospodarz jest na gorszej pozycji. To trzeba zmienić koniecznie. Tak jak dodanie dodatkowej zmiany w dogrywce, ale to już odrębny temat.

    Każda niesprawiedliwość w sporcie powinna być tępiona. Tak jak wywalono bzdurny rzut monetą, tak powinno się iść dalej w kierunku uzyskania jak najczystszych i przejrzystych zasad, aby to sama gra decydowała o wyniku.

  3. Bg said:

    Najgorsza zasada to wykonywanie 5 w grze.Nie wiadomo po co to jest. Wyszła piłka to biorę i wybija jak chce a nie bawić sie w ustawianie i trafienie czasu.

  4. Ceyvol said:

    Najgorsza zasada w piłce nożnej to żółta kartka za zdjęcie koszulki.

  5. Od zawsze wiadomo, że na wyjeździe gra się trudniej. Nie wiem czy muszę to tłumaczyć: podróż, kibice, czynnik psychologiczny, boisko (tak drodzy panowie, murawa – nie ma co mówić, że jest taka sama dla dwóch drużyn bo nie jest: gospodarze trenują na niej codziennie).
    Bramka strzelona na wyjeździe ma rzeczywiście większą wartość: wystarczy popatrzeć na wyniki poszczególnych drużyn w meczach wyjazdowych i u siebie. Znaczna różnica.

Dodaj odpowiedź do Jarek Kowalczyk (@j_kowalczyk) Anuluj pisanie odpowiedzi