Metamorfoza Legii?

fot. Mishka, legionisci.com

fot. Mishka, legionisci.com

Komu jak komu, ale Legii Warszawa taki zimny prysznic jak porażka ze Śląskiem Wrocław może bardzo się przydać. Owszem, można dyskutować na temat stylu przegranej. Jan Urban twierdzi, iż jego podopieczni rozegrali „bardzo dobre spotkanie”, z czym trudno się zgodzić. Sporo chaosu, niedokładności, brak pomysłu na sforsowanie defensywy Śląska – długie piłki posyłane w początkowej fazie meczu na Kubę Koseckiego zdały się na niewiele, alternatyw nie zauważyłem. To był typowy pojedynek, w którym mógł paść każdy wynik. Skoro Ljuboja nie wykorzystał okazji na otworzenie wyniku, uczynił to Jodłowiec po stałym fragmencie gry i trzy punkty zostały we Wrocławiu.

Swoją drogą to była 13. asysta Mili w tym sezonie. Doliczając do tego pięć zdobytych przez niego bramek okazuje się, iż nie brał udziału przy zaledwie sześciu trafieniach mistrzów Polski. Jeśli wróbelki ćwierkające o jego odejściu w zimie mają rację, byłoby to samobójstwo Wrocławian. Tacy piłkarze powinni dostawać tyle pieniędzy, ile chcą. Ciąć pensje trzeba takim Cetnarskim czy innym Voskampom, którzy skutecznie piłkarzy udają. Zresztą budżet Śląska uszczuplił się po aferze z Mrazem i Gikiewiczem w rolach głównych.

Dla Legii taki wynik to nie powód do paniki. W przypadku zwycięstwa warszawiacy mogliby popaść w samouwielbienie – co najmniej siedem punktów przewagi nad drugą drużyną, zaledwie jedna, pechowa porażka, zdecydowanie największa ilość bramek strzelonych… Powodów do nadmiernej pewności siebie trochę by się znalazło, tylko że ona szkodzi legionistom, co dobitnie pokazał poprzedni sezon. Przygotowując się do rundy wiosennej będą mieć z tyłu głowy fakt, iż ostatni mecz przegrali a losy tytułu mistrzowskiego pod żadnym pozorem nie są jeszcze rozstrzygnięte. Wpadki mogą się przytrafiać, Legia w 15 spotkaniach zdobyła 33 oczka. Gdyby podobnie punktowała na wiosnę, miałaby 66 pkt – tyle samo co w 2006 roku, które przyniosło ostatni tytuł i najokazalszy dorobek punktowy mistrza od 2008 roku, gdy Wisła Kraków zdobyła 77 pkt na 90 możliwych.

Wiosenny terminarz zapowiada się na łatwiejszy niż jesienny. Z drużynami z miejsc 2-7 (stan na 7.12) Legia zagra aż pięć spotkań u siebie! W tej rundzie warszawiacy gościli na Ł3 zaledwie jedną drużynę z czołówki, Polonię Warszawa. Lech Poznań, Śląsk Wrocław, Górnik Zabrze, Lechia Gdańsk i Pogoń Szczecin przyjadą do Warszawy. Żadna inna drużyna nie będzie miała takiego komfortu. To jednak wyłącznie teoria. W tym momencie muszę wrzucić kamyczek do ogródka. Zainspirowany przemyśleniami Jonathana Wilsona zabrałem się za liczenie.

Legia zdobyła zaledwie trzy punkty więcej w spotkaniach z tymi samymi rywalami niż w poprzednim sezonie. W zeszłym roku w meczach u siebie legioniści podzielili się punktami z Polonią i Jagiellonią a polegli z Podbeskidziem. W tym również zremisowali w derbach, z drużyną z Białegostoku przegrali. Prawda, że z tej perspektywy metamorfoza Legii nie jest aż tak wielka? Dla porównania Śląsk w analogicznych meczach zdobył tylko dwa oczka mniej – dziś ma ich 26, rok temu zdobyli 28. Wicelider z Poznania w dotychczasowych spotkaniach zdobył 26 punktów, w zeszłym sezonie uciułali oczko więcej (ligę skończyli punkt za Legią).

I choć to myśl oczywista, to tak jak w poprzednim sezonie największym rywalem Legii będzie ona sama. Nikt inny nie jest w stanie narzucić takiego tempa, którego warszawiacy mogliby nie wytrzymać, by stracili mistrzostwo na które czekają od kilku lat. Legioniści grają najefektowniejszą i najefektywniejszą piłkę, mają w dodatku najlepszy terminarz z czołowych drużyn. Nawet ewentualne zimowe osłabienia nie powinny przeszkodzić w zrealizowaniu wyznaczonego celu. Kulawa defensywa również nie stanie na tej drodze, bo bezpośredni rywale prezentują się jeszcze gorzej. O klasie Legii najlepiej świadczy euforyczna radość Stanislava Levy’ego i zawodników Śląska po ostatnim gwizdku wczorajszego meczu.

fot. Mishka, legionisci.com

4 comments
  1. Legia by walczyć o mistrzostwo potrzebuje niewiele, głównym jej wzmocnieniem będzie pożegnanie się z przyspawanymi do ławki rezerwowych Choto i Sulerem. W czasie przygotowań zimowych rozpocznie treningi Rafał Wolski, który będąc w formie w ubiegłym sezonie wiele dawał swoją grą Legii, a także możliwe, że do gry wróci Saganowski. Ponadto mogliby wzmocnić się poprzez zakup Razacka Traore, który byłby receptą na nierówną grę warszawskich mlokosów, którzy genialne występy przeplatają słabymi.
    Legia ma papiery na mistrza w tym roku i popieram stwierdzenie, że sama dla siebie będzie największym rywalem.

    A Śląsk? Należy „dyscyplinarnie wypierdolić” pół drużyny na czele z Diazem, Voskampem i Stevanoviciem. Największym wzmocnieniem zaś będzie podpisanie kontraktu z Milą. Może warto w Śląsku również sprawdzić jakąś młodzież?

    Ot takie luźne przemyślenia…

  2. Sęk w tym iż młodzież w Śląsku niegdyś trafnie opisał Lenczyk – „kilogram w ambicji i pięć deko umiejętności” czy jakoś tak. Wiadomo, że największym wzmocnieniem Legii będzie nieosłabianie się.

    Obronę należy definitywnie przebudować, taki Choto musi odejść tylko że jego trzeba kimś zastąpić, tu leży pies pogrzebany.

  3. Może to będzie zakrawać o abstrakcję, ale profesorski duet defensorów w stolicy stworzyliby Żewłakow-Wasilewski.
    Wasylowi ostatnio coraz ciężej w Belgii, a u nas mógłby jeszcze parę lat pograć i kilku młodych piłkarzy Legii wiele by zyskało na tej współpracy.

  4. Też o nim myślałem, ale Żewłakow niestety niebezpiecznie zbliża się do drugiej strony rzeki. Defensywa powinna zostać częściowo przebudowana w zimie i częściowo w lecie by wymieniać wadliwe i niepotrzebne elementy.

Dodaj odpowiedź do patrykadamik Anuluj pisanie odpowiedzi