Walka o utraconą tożsamość

https://i0.wp.com/www.betsite.pl/images/news/bayernmonachium-valencia-2_16326.jpg

Ottmar Hitzfeld ma pełną rację twierdząc, iż jeśli Bayern Monachium wygra jutrzejsze spotkanie z Borussią Dortmund to wyścig mistrzowski zakończy się zanim na dobre się rozpoczął. Dla Bawarczyków to pojedynek o odzyskanie własnej duszy, którą utracili w przeciągu ostatnich dwóch lat pozwalając obijać się Borussii z każdej strony, nieważne czy to na Allianz Arenie, Westfallenstadion czy stadionie Olimpijskim w Berlinie. Ligowa seria czterech porażek z rzędu z największymi rywalami musi być upokarzająca dla takiego zespołu jak Bayern. Zespołu przyzwyczajonego, by po kolejne trofea mknąć jak po swą własność.

Trudno znaleźć w Europie drugą drużynę, z którą Bawarczycy mieliby taki słaby bilans w całej swej historii. Pięć porażek i zaledwie jedno zwycięstwo, które przyszło w Superpucharze kraju, rozgrywanego notabene na własnym boisku. Przepaść. Bayern właśnie zapewnił sobie miano mistrza jesieni – Herbstmeister. Jednak w 2011 rok również wchodzili jako liderzy, lecz już po pierwszej noworocznej kolejce oddali prowadzenie Borussii. Do końca sezonu obserwowali plecy Dortmundczyków. Szanse na mistrzostwo zawaliły hurtowo tracone punkty w styczniu, lutym oraz na początku marca. Bayern w końcu się ocknął, lecz za zwycięstwa 7-1 czy 6-0 nie przyznaje się dodatkowych punktów. Liczy się stabilność formy, której podopiecznym Juppa Heynckesa wyraźnie zabrakło.

W tym sezonie jest inaczej. Bayern od początku sezonu zachwyca regularnością oraz niespotykaną w Europie grze obronną. Monachijska maszynka zacina się tak rzadko, że niemal niezauważalnie. Sensacyjna porażka z BATE Borysów nie pozostawiła po sobie żadnych widocznych śladów, rany się zabliźniły. Jedyną poważną rysą jest domowa wpadka z wiceliderem z Leverkusen; remis w derbach Bawarii z Nurnberg można było wliczyć w koszta, wszak nie można wszystkie po kolei wygrywać, tak samo jak i remis z Valencią, który nie powinien przeszkodzić w zajęciu pierwszego miejsca w grupie Ligi Mistrzów.

Niemiłosiernie krytykowani po przegraniu poprzedniego sezonu na wszystkich frontach Philipp Lahm, Bastian Schweinsteiger i Thomas Muller zdołali się podnieść. Symbolem odrodzenia jest w szczególności ten ostatni zawodnik. Jeszcze niedawno zupełnie bezproduktywny, grający w składzie nieco na wyrost, przez media łączony z odejściem do Interu Mediolan. Dziś nikt nawet nie śmie myśleć o sprzedaży najlepszego strzelca w drużynie. W całej zawierusze związanej ze Złotą Piłką trudno było zrozumieć, dlaczego w kontekście 3. miejsca nie mówiło się o Francku Riberym. Poprzedni sezon Bundesligi zakończył z 12 bramkami i 21 asystami, podczas gdy w tym ma już 4 trafienia i 6 decydujących podań w zaledwie 9 meczach. Francuz wywiera tak wielki wpływ na Bayern, iż można zacząć mówić o „RiberyDependencii”. Teoretycznie uzależnienie od jakiegokolwiek piłkarza to zły sygnał dla zespołu, lecz problemu nie widzi Karl-Heinz Rummenigge. – Nasza gra zależy od Ribery’ego tak jak od Messiego w Barcelonie, Ronaldo w Realu Madryt i Rooneya w Manchesterze United. Tak po prostu jest, że wszystkie wielkie zespoły mają kilku kluczowych graczy na których mogą polegać. –

Absencja Arjena Robbena teoretycznie powinna stanowić poważny cios dla Bayernu lecz… teoria lubi się rozmijać z praktyką. Już wiemy, iż Holender nie będzie gotowy na mecz z BVB i to wspaniała informacja dla Bawarczyków. Rozbrajanie świetnie działającego mechanizmu i wstawianie do niego Robbena mogłoby wyjść Bayernowi bokiem, wszak lepsze bywa wrogiem dobrego. Poza tym nie wiadomo, czy poradziłby sobie z presją nałożoną na jego barki. Wszyscy pamiętają spotkanie na Westfallenstadion z poprzedniego sezonu, gdy dwukrotnie w końcówce spotkania mógł uratować remis i szanse na mistrzostwo – zamiast tego zmarnował rzut karny i nie trafił do pustej bramki. Powroty bywają ciężkie i z pewnością znajdzie się do tego odpowiedniejszy rywal.

https://i0.wp.com/i.wp.pl/a/f/jpeg/28808/arien_roben_zalamany_borussia_2012_470.jpeg

Drugi najlepszy snajper w zespole, Mario Mandzukić podkreśla swą klasę w Bundeslidze gdzie ładuje bramkę za bramką. Jego brak doświadczenia widoczny jest na europejskich boiskach, gdzie do tej pory pozostaje bez bramki, marnując nawet rzut karny. Różnica jest znaczna – grając na niemieckich boiskach oddaje strzały niemal dwa razy częściej, podaje również znacznie celniej. Dlatego dobrą wiadomością dla Bawarczyków jest powrót Mario Gomeza, najbardziej krytykowanego zawodnika po przegranym Euro. – W dzisiejszych czasach napastnik musi bardziej pomagać kolegom z zespołu – mówił Mehmet Scholl. W tym co mówi jest sporo racji, lecz liczby bronią Gomeza. W Lidze Mistrzów więcej goli od niego zdobył jedynie Leo Messi, w Bundeslidze miejsca ustąpił wyłącznie Klaasowi Janowi Huntelaarowi. Swojego magicznego dotyku jednak nie zatracił, w pierwszych sekundach po powrocie na boisko zdążył zdobyć bramkę. Gomez sprzed kilku miesięcy to idealne uosobienie piłkarza Bayernu – wiecznie drugi, przegrany, niespełniony. Liga Mistrzów – najboleśniejsza finałowa porażka od lat. Bundesliga – wicemistrzostwo. Puchar Niemiec – upokorzenie w finale. Euro 2012 – podbój Europy zakończył się w Warszawie. Napastnik pochodzący z Hiszpanii nie umiał zająć najwyższego miejsca nawet w indywidualnych statystykach.

Analogia między Bayernem a reprezentacją Niemiec nasuwa się sama, lecz trudno by było inaczej. Obydwa organizmy są tak podobne do siebie, że różnice są słabo widoczne, rdzeń obu zespołów jest identyczny. Nawet dominacja Borussii Dortmund nie przeszkodziła Joachimowi Loewowi w wystawieniu aż siedmiu zawodników „Der FCB” w półfinale Euro 2012 przeciwko Włochom. Byli to Manuel Neuer, Jerome Boateng, Holger Badstuber, Philipp Lahm, Toni Kroos, Bastian Schweinsteiger i Mario Gomez. Jakby tego było mało, ósmy (Thomas Muller) wszedł z ławki a trzech kolejnych (Lukas Podolski, Miroslav Klose oraz Mats Hummels) ma za sobą przeszłość na Allianz Arenie. Jeśli jesteś Niemcem i grasz w podstawowym składzie zespołu z Monachium, masz pewne miejsce w kadrze. Jedynym zawodnikiem z naszej zachodniej granicy, który wystąpił w majowym finale Ligi Mistrzów i nie został powołany na Euro 2012 był Diego Contento. Zagrał wyłącznie z powodu zawieszenia Badstubera za kartki. Taka tendencja panuje od lat. Reprezentacja to niemieccy piłkarze Bayernu plus uzupełnienia z innych klubów.

http://skyp3.files.wordpress.com/2010/04/robben.jpg

Z tego powodu niemoc do wygrania czegokolwiek na arenie międzynarodowej, trwająca przeszło dekadę posucha nie jest przypadkiem. Od 2001 roku, gdy Bayern w finale Ligi Mistrzów pokonał Valencię po rzutach karnych Niemcy nie zdobyli niczego w Europie. Raz bywało bliżej, raz dalej, lecz nigdy ostatni mecz nie był tym zwycięskim. W finale Ligi Europejskiej Werder Brema poległ z Szachtarem Donieck, Bayern ulegał Interowi Mediolan oraz Chelsea w LM. Porażka na Santiago Bernabeu w 2010 roku była mniej dotkliwa niż ta ostatnia – nie odbyła się przed własną publicznością, w dodatku dwa lata temu nikt takiego wyniku nie mógł się spodziewać. W ostatniej kolejce fazy grupowej Bawarczycy stali pod ścianą, dopiero wspaniały comeback w Turynie z Juventusem dał im szansę gry w fazie pucharowej. Tam odrabiali straty z Fiorentiną (decydująca bramka ze spalonego) oraz z Manchesterem United, najmniejszy opór postawił w półfinale Olympique Lyon. Piłkarze Bayernu to jednak chłopcy o nieustabilizowanej psychice, pękający w najważniejszych momentach, gdy trzeba przypieczętować swój sukces lub wydrzeć go rywalowi z rąk. Wspomniany wcześniej Robben zawiódł z Chelsea marnując rzut karny w dogrywce, dwa lata temu zmarnował sytuację sam na sam w finale Mistrzostw Świata, gdy mógł dać Holandii upragnione trofeum. Czy ktokolwiek się dziwi, dlaczego tak dobrze wkomponował się w zespół? Nawet trener Jupp Heynckes przybył do Monachium jako wicemistrz kraju, gdy do drugiego miejsca poprowadził Bayer Leverkusen. Czysto piłkarskich umiejętności im nie brakuje, to nie one są problemem. Dlatego jutrzejszy mecz z Borussią Dortmund jest wspaniałym testem na ich męstwo. Zwycięstwo może sprawić, iż wejdą w nową erę, zostawią za sobą dotychczasowe wpadki i niepowodzenia.

Dortmundczycy już nie zachwycają taką regularnością jak w poprzednim sezonie, głównie przez występy w Lidze Mistrzów. Pokazali w niej jednak, iż potrafią w znakomity sposób mobilizować się na najważniejsze spotkania. Po raz pierwszy taki mecz wypada w Bundeslidze. Na ich niekorzyść przemawia fakt, iż pierwszy raz od dłuższego czasu to Bayern jest najbardziej żądną sukcesu drużyną w Niemczech. Role się odwróciły. Piłkarze BVB zdobyli na krajowym podwórku wszystko, to oni są syci i trzymają w swych rękach trofea, których widok kuje zawodników „FC Hollywood” w oczy. W Monachium, mieście gdzie nikt nie przywykł do choćby roku bez mistrzowskiej patery kolejny sezon wyczekiwania na trofeum skończyłby się trzęsieniem ziemi. Zdarzały się takie wyjątki jak mistrzostwa dla Werderu, Stuttgartu czy Wolfsburga, lecz jak do tej pory nikt nie był na tyle bezczelny by zdobyty przez siebie czempionat obronić.

Przed Bayernem długo oczekiwana szansa na dobicie swych największych rywali. Na dobre. Trudno się spodziewać, by ci drudzy mogli odrobić ewentualną czternastopunktową stratę. Jeśli nie wykorzystają tej okazji, kolejne już mogą nie nadejść. Jutro obydwie strony z najzimniejszą krwią wykorzystają każdą oznakę zawahania ze strony rywali, najdrobniejsze błędy. O wyniku zadecydują detale. Rację ma Martin Demichelis, obrońca Malagi, który twierdzi iż Bawarczycy mają spore szanse na zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Obecnie to najsilniejszy zespół w Europie, tuż za Barceloną i (to dyskusyjne) Realem Madryt. Nawet angielskie potęgi wydają się mniejsze. Więcej upokorzeń ze strony Dortmundu w Monachium się nie przewiduje.

1 comments
  1. Anonim said:

    Tylko zwyciestwo !

Skomentuj