W szponach biznesu

Kwestie prawne lubią mieszać się z piłką nożną, niejednokrotnie wywracając znany porządek rzeczy o 180 stopni. Jean-Marc Bosman w 1995 roku zrewolucjonizowa cały system transferowy. Casus Andy’ego Webstera, którego batalia ze szkockim związkiem piłki nożnej przyniosła rozszerzenie prawa Bosmana nie wpłynęła tak znacząco na futbol jakby się mogło wydawać, lecz jest ciekawym przypadkiem. W obliczu nieuchronnie zbliżającego się Financial Fair Play, reformy mającej uchronić kluby przed wydawaniem większej ilości pieniędzy niż faktycznie zarabiają, prezesi muszą szukać alternatywnych sposobów przeprowadzania transferów. To one pochłaniają większość wydatków. Sposób ten co prawda praktykowany jest już od kilku lat, lecz częstość występowania tego procederu może w najbliższych czasach drastycznie wzrosnąć.
 
Wyobraźmy sobie, że klub X pragnie pozyskać piłkarza Y za 5 milionów euro, jednak nie posiada odpowiedniej kwoty na koncie. W takiej sytuacji może umówić się z agencją menedżerską (albo innym inwestorem), iż ta dołoży brakujący milion do transferu, a w zamian otrzyma 20% udziałów w zawodniku. Po roku Y zostaje sprzedany do innego zespołu za 10 mln. Agencja na sprzedaży piłkarza zarobiłaby 2 mln (20% z 10 mln), klub otrzymałby pozostałe 8. Tak obrazowo można przedstawić zasadę działania third party ownership (TPO), budzącej ogromne kontrowersje w świecie futbolu. Dla jednych zbawienie, dla innych udręka. W biznesie takie zachowane nazywane jest „rozproszeniem ryzyka”.
 
Dzięki takiemu rozwiązaniu, prywatni inwestorzy lub firmy kupują udziały w ekonomicznych prawach do piłkarza, poprzez pokrycie części kosztów transferu. W zamian otrzymują określoną kwotę z kolejnego transferu zawodnika. Takie praktyki podzielają świat piłkarski. Podczas gdy w Ameryce Południowej, Portugalii czy Turcji są powszechne, w Anglii, Francji czy Finlandii są zdecydowanie zabronione.
 
Pierwszy raz w Europie głośno o tym procederze zrobiło się w 2007 roku, gdy władze ligi angielskiej doszukały się nieprawidłowości w transferach Carlosa Teveza oraz Javiera Mascherano do West Hamu United. Udziały w prawach do obydwu graczy posiadała firma Media Sports Investments oraz pomniejsze twory. Wszystkie łączyła osoba Kia Joorabchiana, oskarżanego o pranie brudnych pieniędzy. Po tych wydarzeniach w Anglii oficjalnie zakazano TPO, tym samym tropem podążono we Francji. Trzykrotny mistrz Finlandii, Tampere United został wykluczony z wszelkich struktur piłkarskich po tym, jak odkryto jego powiązania z singapurską siatką ustawiającą mecze. Wśród oskarżeń zawierały się również te dotyczące TPO.
 
Europejskim siedliskiem tego procederu stała się Portugalia. Na jej bazie swą potęgę zbudowało FC Porto. Dziś „Smoki” posiadają prawa na wyłączność do zaledwie pięciu piłkarzy w 27-osobowej kadrze. Władze klubu na ten pomysł wpadły w 2004 roku. Do tego kroku popchnęły ich wyniki finansowe – w trzy lata stracili 58 milionów euro. Niedługo po tym wygrali Ligę Mistrzów, chociaż trudno łączyć obydwa zdarzenia w jedną logiczną całość. Przeprowadzane dzisiaj operacje finansowe są niezwykłe. 70% Kolumbijczyka Jamesa Rodrigueza wykupiono z Banfield za niewiele ponad pięć milionów euro, podczas gdy pozostałe 30% pozostało w rękach firmy inwestycyjnej. Po pół roku mistrzowie Portugalii sprzedali połowę swych udziałów (35%) spółce Gol Football Luxembourg za 2,5 mln. W tym samym czasie za 37,5% Joao Moutinho „Smoki” uzyskały ponad 4 mln. Wszystko to działo się pod koniec 2010 roku, gdy Porto nie grało w Lidze Mistrzów – straty finansowały musiały zostać w jakiś sposób powetowane. W lecie 2011 roku portugalski klub wykupił kolejne 40% Hulka za bagatela 13,5 mln euro – nim Brazylijczyk przeszedł do Zenita Sankt-Petersburg, był piłkarzem Porto w 85%. Właśnie tyle klub z Portugalii uzyskał z kwoty transferowej, która według różnych źródeł wynosiła od 40 do 55 mln euro. Pozostała część trafiła do Rentistas, gdzie Hulk nigdy nie zagrał. Urugwajski klub jest od paru lat zespołem „przejściowym”, służącym agentom. Umieścił go tam jego agent, Teodoro Fonseca. Dziś FC Porto posiada 100% karty ledwie 5 z 27 piłkarzy, bazując na ich rocznym raporcie.
 
Sporting Lizbona na początku tego roku zarobił blisko 2 miliony euro na sprzedaży 15% trzech piłkarzy – Diego Rubio, Emiliano Insui oraz Ricky’ego van Wolfswinkela. W takiej sytuacji Holender jest „Lwem” tylko w jednej piątej i taki procent z kwoty transferowej otrzyma klub z Estadio Jose Alvalade w przypadku jego ewentualnej sprzedaży. Oficjalnie pozyskano go z Utrechtu za 5 mln euro, lecz Sporting natychmiast wyzbył się 50% praw za 2,5 mln, następnie otrzymał milion za kolejne 15%. Biorąc to pod uwagę, holenderski napastnik kosztował ich zaledwie 1,5 mln euro. To zła wiadomość dla fanów Sportingu, gdyż lizboński gigant znajduje się w poważnych finansowych tarapatach – w sezonie 2011/12 stracił ponad 45 mln euro. Nawet sprzedaż najcenniejszych aktywów – piłkarzy – nie pomoże, gdy sytuacja będzie wymagała podjęcia drastycznych kroków, wszak ledwie 4 z 26 zawodników jest posiadanych przez klub w całości.
 
Jorge Mendes, najbardziej znany piłkarski agent na świecie, na transferze Bebe do Manchesteru United rok temu otrzymał ok. 3,6 mln euro z całkowitej kwoty wynoszącej 9 mln. Vitoria Guimaraes, ówczesny klub Portugalczyka otrzymał 5,5 mln. Za możliwość udziału w przyszłych zyskach zapłacił zaledwie 100 tys. euro. Czy kogoś dziwi, dlaczego biznesmeni kręcą się wokół futbolu, skoro mogą uzyskać nawet 36-krotne przebicie? Założona przez Mendesa firma GestiFute jest jednym z liderów na rynku, gromadząc wśród swych klientów głównie portugalskich piłkarzy, wartych miliony euro. Wśród nich znajdują się chociażby Cristiano Ronaldo, Fabio Coentrao, Nani czy Pepe. Gdy w marcu tego roku w spotkaniu Ligi Europejskiej Besiktas mierzył się z Atletico Madryt, dziennik AS doniósł, iż na boisku przebywało aż 14 zawodników, którzy są jego klientami. Madrycki klub od lat zatrudnia niemal samych podopiecznych portugalskiego superagenta.
 
Według Bloomberg, największej na świecie agencji prasowej, Benfica Lizbona zyskała 44 mln od 2009 roku sprzedając część praw do 24 piłkarzy do Benfica Stars Fund. Spółka ta zarządzana jest przez Banco Espirito Santo, największy portugalski bank. Na transferze Davida Luiza sprzed roku BSF zarobiło ponad 6 milionów, stanowiących 1/4 kwoty operacji. Dzisiaj fundusz posiada prawa do 17 innych piłkarzy ze Stadionu Światła, np. 50% Alana Kardeca, kupionego dwa lata temu za trzy miliony euro.
 
Wymienione wyżej przykłady dotyczą tylko Portugalii. Jeśli kogoś dziwiły zakupy tureckiego Besiktasu, który sprowadził Hugo Almeidę, Simao Sabrosę oraz Ricardo Quaresmę to odpowiedź na pytanie „jak do tego doszło?” już zna. Third-party ownership. Irlandzka spółka Quality Football Ireland Limited (ISC) sfinansowała transfer tego pierwszego, wykładając dwa miliony euro. Turcy nie zapłacili ze swej kieszeni ani grosza za portugalskiego napastnika. Jaki jest więc profit Irlandczyków? Jeśli Besiktas sprzeda swego piłkarza, uzyskają całość zysków z transferu. Natomiast jeśli Turcy zechcą przedłużyć kontrakt ze swoim piłkarzem, będą musieli wykupić do niego część praw od ISC. Genialne w swej prostocie. Powyższe przypadki nie są odosobnione, to nie jest margines. Zdaniem Rafaele Poliego, researchera Międzynarodowego Centrum Studiów Sportowych w Neuchatel, aż tysiąc piłkarzy (czyli 15% w skali Europy) może być częściowo posiadanych przez prywatnych inwestorów.
 
TPO czasem przeszkadza w przeprowadzaniu transferów. Przekonał się o tym Joao Moutinho, który grałby w Tottenhamie Hotspur, gdyby nie opór trzeciej strony. Anglicy przystąpili do negocjacji bardzo późno i nie zdołali załatwić wszystkich spraw formalnych przed północą 31 sierpnia. Prywatny inwestor „posiada” Moutinho w 15%. Jego były klubowy kolega i zarazem najsmakowitszy kąsek na rynku transferowym – Falcao – miał grać w Benfice, lecz problemy związane z inwestorem, który miał wyłożyć część pieniędzy sprawiły, iż ostatecznie wylądował na Estadio do Dragao. Na jego transferze z Porto do Atletico Madryt agencja GestiFute otrzymała niemal 4 mln euro, czyli 10% kwoty całościowej. Kluby przygotowane na batalię o usługi Kolumbijczyka powinny przygotować się na długą walkę ze stronami trzecimi. Tak samo w przypadku Neymara. Brazylijski Santos otrzyma zaledwie 55% pieniędzy z ewentualnego transferu.
 
Właśnie z tego powodu brazylijskie kluby coraz dłużej trzymają swe asy. Oczywiście, rozwój gospodarczy kraju ma ogromne znaczenie, lecz zespoły nie są chętne sprzedawać swych podopiecznych gdy wiedzą, iż dostaną tylko część kwoty ze sprzedaży. Dla przykładu Internacional Porto Alegre otrzymał zaledwie połowę z 25 mln funtów, jakie Chelsea wyłożyła za Oscara. 25% trafiło do samego zainteresowanego, pozostała część do jego agenta. Nawet Lukas Podolski dostał się w macki tego procederu. Sponsor FC Koln, Solar World, zapłacił podobno jedną trzecią z 10 mln, jakie za „Poldiego” otrzymał Bayern Monachium. TPO doprowadza również do sytuacji absurdalnych. W 2011 dług Realu Zaragozy wynosił 110 mln euro, klub stał na krawędzi likwidacji. I nagle, zupełnie niespodziewanie ogłoszono wykupienie Roberto Jimeneza z Benfiki. Kwota? 8,6 mln euro. Ile zapłaciła za niego hiszpańska ekipa? 86 tysięcy. Zaledwie 1%. Reszta praw posiadana jest przez fundusz inwestycyjny.
 
FIFA nie zezwala na takie praktyki, lecz również ich nie zakazuje. Co prawda pieniędzy uzyskanych ze sprzedaży udziałów w poszczególnych piłkarzach nie wolno używać do rozliczeń w ramach Financial Fair-Play – co może być sporym ciosem zwłaszcza dla portugalskich klubów – lecz pozostawia w dalszym ciągu uchyloną furtkę dla klubów, chcących korzystać z dobrodziejstw tego systemu. Zespoły z Anglii oraz Francji dalej będą poszkodowane, ekipy z innych państw mogą w ten sposób budować swoją przewagę. Z połączenia futbolu ze zwykłym biznesem nie może wyniknąć nic dobrego. Piłkarzy sprowadza się do roli zwykłego produktu, który można dowolnie dzielić i rozczłonkowywać na mniejsze części. Im częściej będzie przenosił się z jednego klubu do drugiego, tym więcej zarobi na nim trzecia strona. Tym sposobem piłkarze bardziej niż dotychczas stają się jedynie kurami do znoszenia złotych jaj.
3 comments
  1. Pieriestrojka said:

    Oooo masakra, właśnie gram w FMa 2013 i nie wiedziałem dlaczego 65% z transferu Rickiego van Wosfinkela którego sprzedalem za 12.5M Euro trafiło do „osób trzecich” a tu takie cuda…no no no.

Skomentuj